K.I.
Gałczyński napisał „Kronikę Olsztyńską” w Leśniczówce
Pranie w 1950 roku.
Upłynęło 65 lat, a strofy jego poezji ciągle pobudzają wyobraźnię
i pozwalają podczas naszego żeglowania po Wielkich Jeziorach
Mazurskich umiejscowić pod poszczególnymi strofami ulubione
miejsca, zdarzenia, przeżycia:
„Jutro
popłyniemy daleko,
jeszcze
dalej niż te obłoki,
pokłonimy
się nowym brzegom,
odkryjemy
nowe zatoki;
nowe
ryby znajdziemy w jeziorach,
nowe
gwiazdy złowimy w niebie,
popłyniemy
daleko, daleko,
jak
najdalej, jak najdalej przed siebie.
Starym
borom nowe damy imię,
nowe
ptaki znajdziemy i wody,
posłuchamy,
jak bije olbrzymie,
zielone
serce przyrody.”
Wielu
z klubowiczów fotografowało wschody i zachody słońca to w górach,
to na naszej podlaskiej równinie, ale urok uchwycenia w kadrze tego
zjawiska na Mazurach jest niepowtarzalny, a poeta pisał:
„Słońce
nad ziemią nisko,
chłodnawy wieczór wcześnie.
Rozpalimy
wesołe ognisko,
zaśpiewamy wesołe pieśni.”
Obcując
z przyrodą wielokrotnie mamy możliwość posłuchać szumu trzciny,
śpiewu ptactwa, pluskania fal, mamy możliwość odpocząć w ciszy
przyrody, mamy możliwość podglądać florę i faunę tego
przepięknego zakątka naszej ojczyzny.
„Jeszcze
tyle byłoby do pisania,
nie wystarczą tu żadne słowa:
o
wiewiórkach, o bocianach,
o łąkach sfałdowanych jak suknia
balowa,
o białych motylach jak listy latające,
o zieleniach
śmiesznych pod świerkami,
o tych sztukach, które robi
słońce,
gdy się zacznie bawić kolorami;
i gdy człowiek
wejdzie w las, to nie wie,
czy ma lat pięćdziesiąt, czy
dziewięć,
patrzy w las jak w śmieszny rysunek
i przeciera
oślepłe oczy,
dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy
i na
serce kładzie mech jak opatrunek.”
Miejsca
przez nas odwiedzane a piórem mistrzowskiej poezji na papier
przelane przenoszą człowieka w inny wymiar (pominąć należy
burzliwe chwile spędzone w portach nie podczas burzy ale podczas
burzliwej zabawy młodego pokolenia).
W
miejscach zamieszkania żyjemy pod tym samym niebem, wiatr przegania
podobne chmury, świecą nad nami te same gwiazdy ale w domu mamy nad
głową sufit a w otoczeniu mnóstwo oświetlenia i trudne do
zauważenia są te zjawiska, które są widzialne podczas rejsu po
mazurskich wodach.
„Rano
słońce, rano pogoda,
idziemy do kąpieli.
Sama radość! Sama
uroda!
Jak tu się nie weselić?
Z sosny słychać dzięcioła
stuk.
A tutaj ryby bryzg! spod nóg.
Ech, bracia, wpław! I
płynąć, pływać,
aż tam, gdzie z drugiej strony
wiatr,
roześmiany wiatr przygrywa
na sitowia strunach zielonych.”
Nic
nie trwa wiecznie i przychodzi pora aby zakończyć wypoczynek, aby
zacumować jacht przy kei i udać się w podróż powrotna w rodzinne
strony. Skończyły się wakacje, kończy się lato i nastaje pora
aby jachty na zimowy postój znalazły swoje miejsce na lądzie.
„Gdy
trzcina zaczyna płowieć,
a żołądź większy w dąbrowie,
znak,
że lata złote nogi
już się szykują do drogi.
Lato,
jakże cię ubłagać?
prośbą jaką, łkaniem jakim?
Tak ci
pilno pójść i zabrać
w walizce zieleń i ptaki?
Ptaków
tyle, Zieleni tyle.
Lato, zaczekaj chwilę.”
A
że wszystko toczy się cyklicznie, kiedy puszczą z jezior lody,
kiedy słonko mocniej przygrzeje znowu jak co roku zwodujemy nasze
krypy, postawimy maszty, wciągniemy żagle i popłyniemy
„ jeszcze
dalej niż te obłoki”...
|
|